Romuald Radziwiłłowicz to jedna z najbarwniejszych postaci związanych z walkami o Radymno do których doszło 10 września 1939. Urodzony 16 lipca 1908 r. w Bielsku Podlaskim w kampanii wrześniowej walczył w składzie 24 Pułku Ułanów 10 Brygady Kawalerii tzw. Czarnej Brygady dowodzonej przez płk. dypl. Stanisława Maczka, która była pierwszą w pełni zmotoryzowaną jednostką przedwojennego Wojska Polskiego.

Zaatakował, bo źle ocenił siły

We wrześniu 1939 Romuald Radziwiłłowicz w okolice Radymna trafił z rozkazem „wyłapania” zbłąkanych pojazdów 24 Pułku Ułanów i skierowania ich na pozycje obronne w rejonie Jarosławia. W tym samym czasie do Radymna dotarła 4. Dywizja Lekka gen von Hubickiego, przystępując do zajęcia miasta i ujęcia przeprawy na Sanie. Mimo oporu ze strony stacjonujących w Radymnie oddziałów oba te cele udało się dywizji osiągnąć. Wraz z umykającym z okolic miasta żołnierzami informacja o tym fakcie dotarła do por. Radziwiłłowicza. Ten postanowił zmontować kontratak.

„Ponieważ wiem, że strach ma wielkie oczy, nie mogłem uwierzyć uciekającym, że w Radymnie znajdują się niemieckie oddziały zmotoryzowane, tym bardziej iż były to nasze głębsze tyły, a linia Sanu miała być silnie obsadzona. Oceniłem nieprzyjaciela jako drobny oddział spadochroniarzy lub silniejszą grupę dywersyjną i postanowiłem otworzyć drogę na most w Radymnie, opanowując panikę i biorąc w karby uciekających” – wspominał Radziwiłowicz.

Z rusznicą na czołgi

Atak por. Radziwiłowicza z Ostrowa w kierunku Radymna przebiegał, jak wiele wrześniowych potyczek, gdy polski żołnierz stawał do walki z przeważającymi, lepiej wyposażonymi siłami wroga. Radziwiłowicz zdołał zebrać grupę około 300 szeregowych i kilku oficerów – o wartości bojowej tego oddziału niech świadczy fakt, że wielu z żołnierzy zatrzymał porucznik groźbą użycia broni, a całą jego „artylerię” stanowiła rusznica przeciwpancerna. Skonstruowany naprędce oddział zaatakował Pluton ppor. Von Ramma, należący do grupy mjr. Fritza Iwanda, która to z przez cały ranek walczyła w Radymnie. Iwand wzmocnił siły Von Ramma plutonem zmotoryzowanym ppor. Hansa Joachima Künzla oraz skierował w rejon walk ogień artyleryjski. Wobec przeważających sił wroga natarcie załamało się w połowie drogi z Ostrowa do Radymna, ale skonsternowało niemieckie dowództwo. Niemcy najpierw spróbowali wyprowadzić kontratak, a kiedy polscy żołnierze, okupiwszy to znacznymi stratami, zdołali go odeprzeć, Niemcy zajęli pozycje obronne, nie mając pewności z jak dużymi siłami polskimi walczą . Finalnie dopiero drugie natarcie złamało polską obronę, a niemieckie natarcie w kierunku na Jarosław opóźniło się o kilka godzin.

Płonący Ratusz, Źródło: Zbigniew Moszumański, Działania wojenne na ziemi radymniańskiej w XX wieku, Przemyśl 2019.

Krzyż Żelazny za bój pod Radymnem

W walkach ciężko ranny został por. Radziwiłowicz – miał przestrzelone płuco i ranę lewej ręki. Fakt, że siły 4 Dywizji Lekkiej związał na tak długo oddział złożony z łazików i dowodzony przez porucznika wywołał w niemieckim dowództwie spore poruszenie. Dowodzący dywizji gen. von Hubicki, wyrażając szacunek dla bojowego ducha por. Rdziaiwłowicza tuż po bitwie oddał mu honory wojskowe i poleciał otoczyć go opieką na równi z innymi oficerami niemieckimi. W ten sposób Radziwiłowicz trafił do szpitala w Sanoku gdzie leżał na sali wraz z żołnierzami niemieckimi. Tu spotkała go niecodzienna przygoda. Podczas wizytacji szpitala przez dowódcę Grupy Armii Południe słynnego generała Gerda von Rundstedta polski kawalerzysta został udekorowany Żelaznym Krzyżem (niem. Eisernes Kreuz) II Klasy, a więc jednym z najwyższych niemieckich odznaczeń wojskowych. Omyłkę tę przy niemałym zawstydzeniu wśród niemieckich oficerów szybko naprawiono, ale Radziwiłowicz został bodaj jedynym alianckim kawalerem najwyższego orderu bojowego III Rzeszy podczas II wojny światowej.

Ucieczka, Powstanie i pechowa lewa ręka

Po powrocie do zdrowia (już w polskiej części szpitala) Radziwiłowicz został wysłany do obozu jenieckiego, skąd rychło udaje mu się uciec. Resztę wojny spędzi w Warszawie. Niespokojny duch oczywiście nie pozwala mu patrzeć bezczynnie na okupacyjne miasto – pod pseudonimem Zaremba angażuje się polski ruch oporu. Od 1942 ze stopniem rotmistrza był dowódcą I Zgrupowania w Rejonie I Obwodu Śródmieście AK. Pełnił też funkcję oficera sztabu Inspektora Prawobrzeżnego Okręgu Warszawskiego, I oficera sztabu Okręgu Warszawa AK. Do powstania Warszawskiego przystępuję dowodząc batalionem „Zaremba-Piorun” działającym w rejonie Śródmieście Południe. Wśród najbardziej znanych działań batalionu należy atak na budynki Frontleitstelle przeprowadzony w nocy z 12 na 13 sierpnia. Obiektu nie udało się wprawdzie zdobyć, ale Niemcy ponieśli duże straty, a podczas walk spłonęły baraki i magazyny paliwa. Udział w Powstaniu rotmistrz „Zaremba” zakończył 28 sierpnia. Tego dnia został ciężko ranny – stracił lewą rękę, tą samą, w którą raniony została podczas walk o Radymno.

Romuald Radziwiłłowicz wojnę przeżył. W 1946 r. został awansowany na majora oraz odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari za działalność w Armii Krajowej. W 1947 r. ponownie odznaczony tym samym orderem za bohaterstwo w walkach w kampanii wrześniowej, m.in. pod Radymnem. Zmarł 12 lutego 1979 roku.

Tekst w oparciu o:

oraz wpisy na profilu facebook dr. Zbigniewa Moszumańskiego

cytat ze wspomnień rtm. Radziwiłowicza: R. Radziwiłowicz, Generał oberst von Rundstedt i … ja, „Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej”, nr 40, tom V, 1965, s. 534-537